Patroni
Patroni naszej parafii – dwa oblicza jednej odwagi
Święci, których wybraliśmy na naszych orędowników, dzieli osiemnaście stuleci, a łączy bezgraniczna miłość do Chrystusa i gotowość oddania życia za wierność sumieniu. Św. Ignacy Antiocheński – biskup pierwszych wieków, który w łańcuchach pisał listy rozpalające wiarę Kościoła, i św. Maksymilian Maria Kolbe – franciszkanin XX w., który w bunkrze głodowym w Auschwitz zamienił nienawiść w miłość, uczą nas, że odwaga nie jest sprawą epoki, lecz serca.
Święty Ignacy Antiocheński
Ignacy – nazywany przez wczesnych chrześcijan „Teoforem”, czyli „noszącym Boga” – dorastał w kosmopolitycznej Antiochii, gdzie Ewangelia rozbrzmiewała niemal równie głośno jak grecki i łaciński gwar ulic. Tradycja głosi, że formował się u boku apostoła Jana, dzięki czemu od najmłodszych lat chłonął żywą pamięć o Jezusie. Gdy po latach stanął na czele tamtejszej wspólnoty, wybuchły prześladowania cesarza Trajana. Skuty łańcuchami wyruszył w ostatnią podróż – do Rzymu, aby na arenie ponieść śmierć męczeńską.
Droga ta stała się kanwą siedmiu listów – jednych z najstarszych tekstów chrześcijańskich poza Nowym Testamentem. Ignacy pisze w nich żarliwie o jedności Kościoła wokół biskupa, o Eucharystii jako „lekarstwie nieśmiertelności” oraz o chrześcijańskim radykaliźmie, który nie boi się krwi, bo wie, że krew to miłość. To właśnie on po raz pierwszy użył określenia „Kościół katolicki”, nadając wspólnocie imię, które przetrwało wieki.
Według relacji z „Martyrium Ignatii” zwieńczeniem jego życia była walka z dzikimi zwierzętami na Flawiuszowym amfiteatrze między Palatynem a Koloseum około 107 r. „Jestem ziarnem pszenicy Boga” – pisał – „niech zęby bestii będą dla mnie młynem, abym stał się czystym chlebem Chrystusa”. Trudno o bardziej poruszającą definicję świadomego męczeństwa. W liturgii Kościoła Zachodniego wspominamy go 17 października; jego słowa brzmią jak manifest autentyczności w czasach, gdy słowo „jedność” łatwo traci smak.
Święty Maksymilian Maria Kolbe
Franciszkanin ze Zduńskiej Woli od dziecka marzył o wielkich rzeczach – wizja dwóch koron, białej i czerwonej, zapaliła w nim pragnienie heroicznej czystości i męczeńskiej miłości. Po studiach w Rzymie wrócił do Polski z doktoratami, ale przede wszystkim z poczuciem, że nowoczesne media są gigantycznym megafonem Ewangelii. Założona w 1917 r. Milicja Niepokalanej miała „zdobyć świat dla Chrystusa przez Maryję”, a Niepokalanów – klasztorne miasteczko pod Warszawą – szybko urósł do rangi największego katolickiego wydawnictwa świata. Miesięcznik „Rycerz Niepokalanej” docierał w milionowym nakładzie, a rozgłośnia radiowa niosła ciepły, franciszkański głos w eter.
Zapał misyjny poprowadził Maksymiliana także do Japonii. W Nagasaki postawił klasztor w miejscu uznanym przez miejscowych za niefortunne – na zboczu przeciwnym do miasta. Po wybuchu bomby atomowej okazało się, że to zbocze ocaliło braci i ich dzieło, jakby Niepokalana sama nakreśliła linię obrony.
W lutym 1941 r. został aresztowany za pomoc uciekinierom i trafił do niemieckiego obozu Auschwitz. Gdy w lipcu jeden z więźniów uciekł, esesmani skazali dziesięciu współwięźniów na śmierć głodową. Ojciec Maksymilian wyszedł z szeregu: „Chcę umrzeć za tego ojca rodziny” – powiedział cicho, lecz stanowczo. Po dwóch tygodniach agonii otrzymał zastrzyk fenolu 14 sierpnia, w wigilię Wniebowzięcia Maryi. Św. Jan Paweł II kanonizował go w 1982 r. jako „męczennika miłości”; w kalendarzu liturgicznym wspominamy go 14 (w Polsce) lub 15 sierpnia.
Kolbe uczy, że heroizm nie zawsze wybrzmiewa krzykiem – czasem przyjmuje formę ciszy, w której skrajna miłość zrzeka się prawa do życia, by drugiemu ocalić przyszłość. Jego historia wciąż inspiruje, by łączyć odważną wizję mediów i przedsiębiorczość z pokorną duchowością, która bezgranicznie ufa, że ostatecznie zwycięża tylko miłość.